KTO KOGO?

Początki „komuny”, Babcia Gołębska jeszcze w dobrym zdrowiu. 

„Bicie świń na własną rękę zabronione pod ciężką karą”. Obowiązuje system dostaw obowiązkowych. Życie jest jednak życiem... Władek i Ludwika, mimo kar i zakazów, postanawiają zaszlachtować świniaka.

Generalnym Świniobójcą miał być Kabza, domniemany kochanek ciotki Mańki. 

Przyszedł rano, lecz przeznaczona na rzeź blondynka, uprzedzona widać panującym od kilku dni niezdrowym podnieceniem gospodarzy, w kulminacyjnym momencie przedsięwzięcia wyrwała się oprawcom i zwiała.

Na podwórku rozgorzała zażarta pogoń. 

Wokół chałupy połączonej z chlewem przemykali w różnych konfiguracjach: obuta w ciężkie trepy Ludwika, Kabza w pełnym oporządzeniu bojowym i świnia. 

Morderczy Kabza dzierżąc w dłoniach potężny kordelas i topór zaordynował: „Zielińsko jom naguni na mnie, a jo już bede wiedzioł co zrobić”.

 Przebiegły, ten Wymysłowianin zaczaił się za rogiem pragnąc zza węgła pozbawić życia „szpakami karmionego” prosiaka.

 Jak to się stało, że mająca naganiać zwierza ciotka wyprzedziła go i z tupotem trepów wypadła na zatajonego myślwica - trudno stwierdzić. Dość, że obuch minął ją o centymetry...

 W końcu jednak zdeterminowani zabójcy dopadli i pozbawili życia niesfornego kabana.

W związku z tym, że lodówka była wówczas na Piosecny sprzętem nieznanym, mięso należało nasolić. 

Operacja ta odbywała się na podwórku. Miało to taką niedogodność, że ktoś przejeżdżający drogą mógł zauważyć ten widomy dowód zbrodniczego procederu Zielińskich. 

Gospodarze ścieli więc brzózkę i gdy tylko ktoś przejeżdżał drogą, zasłaniali nią balię z solonym mięsiwem.

Kaziek skomentował to w ten sposób: „Choćby nawet nikt nie wiedział, że u Zielińskich świnie biją, to jak zoboczy, że u nich na oborze za jedną noc drzewo wyrosło, głupi się domyśli, że biją”.

<<powrót jadłospisu

 dalej>>