MARIUSZ POPCHNIJ!

Wiele lat temu Tadek wyczarował w jakiś sposób traktor. 

Jako sprzęt dotychczas w gospodarstwie Ciotki nieznany, od początku stał się dla nas sporą atrakcją.

Tadek ciągle coś przy nim poprawiał, udoskonalał i modernizował. Niestety (nie dla nas) pracował jeszcze zawodowo i na wsi bywał tylko w weekendy. 

Oczywiście, ani Ciotka Zośka, ani Babcia Zajączka, ani żadna ludzka siła nie były w stanie powstrzymać nas od zajmowania się tym „czołgiem pokoju”. Dochodziło przy tym do ciągłych utarczek kto ma zajmować miejsce za kierownicą. 

Pocieszny to musiał być widok, gdy na stojącym wyniośle przed gankiem domu Ludwiki ciągniku tłoczyło się całe nasze towarzystwo. Nie obyło się i bez tego żeby jeden drugiego nie zepchnął, czy słownie splugawił. 

Babcie nasze (zwłaszcza Zającową) trawił wieczny niepokój o wnuczęta, rodzinne więzy i samego Ursusa. 

Najwięcej praw do przesiadywania w maszynie rościli sobie młodzi Zającowie. A wśród nich najmłodszy- Michał, który od pieluszek przejawiał niezwykłą skłonność ku wszelkim mechanizmom i mechanizacji. 

Jako najświeższa latorośl Zajęczego rodu, korzystał ponadto ze szczególnej ochrony dorosłych i z premedytacją ją wykorzystywał.

 Sam obiekt naszego uwielbienia Ursus C-330 poza innymi znakomitymi walorami miał i tę szczególną właściwość, że pozwalał się uruchomić wyłącznie „na pych”. 

Piękne to były sceny gdy cała rodzina (składająca się w większości z kobiet w co najmniej balzakowskim wieku) wypychała ciągnik z dumnie siedzącym za sterami Tadkiem i zaiwaniała po drodze niekiedy „aż pod Jasia lub Śmicha”. 

Kilkuletni Michał w lot poznał wszelkie tajniki takich operacji i kiedy nie było jego rodziców zadręczał nas wszystkich prośbami by „popchnąć ciągnik”. Gdzie chciał jeździć i co wozić - o tym kroniki milczą. 

Kiedyś, brutalnie odpędzeni, z jego powodu, od tej perły polskiej myśli technicznej, staliśmy z Mariuszem na ganku, rzucając nienawistne spojrzenia na kręcącego coś przy silniku smarkacza. 

Niewinna ta dziecina podeszła do nas i z maślanym uśmiechem zapytała: „Mariusz, chłopaki - popchniecie mnie”? 

Mariusz odrzekł na to ze stoickim spokojem: „Ja cię mogę popchnąć, ale żebyś później nie płakał”. 

 <<powrót jadłospisu

dalej>>